wtorek, 20 listopada 2012

Dom na wzgórzu~

Ano witam szanownych czytelników, których mam i tak niewiele. Ale dla kogoś pisać trzeba, nawet jeśli wpisy nie są czytane w całości, bądź też wcale nie czytane ._. Wpis jest za dzień wczorajszy, bo niestety wczoraj nie miałam czasu i byłam zmęczona czytaniem nudnej książki.
Więc zajmę się opisem dnia wczorajszego ^^ Nie będę opisywać szkoły, ani nic takiego, bo to się ciągnie i dłuży jak tylko może, więc tym nie mam zamiaru nikogo zanudzać i nie istnieje coś takiego jak H4. Nie rozumie, dlaczego tylko Ritsu może się teraz zaśmiać, bo przecież chemiczne żaty są takie zabawne! W każdym bądź razie po szkole szybko zrobiłam lekcje i mniej więcej ogarnęłam kuchnie i mój pokój. Czuję, że ten blog robi się tęczowy ._. Ale mniejsza z tym! Chyba nie trudno się domyśleć co miało nastąpić po tym wszystkim. Ale niee! muszę się kawałek cofnąć!
Bo w szkole, a  ściślej - na projekcie z polskiego - miałyśmy próby do naszej sztuki. Mam fajną rolę i przy tym okzję, żeby sobie pokrzyczeć, powyśmiewać się xD Tak, wiem, okropna jestem ^^ W każdym bądź razie, powtarzam moją rolę i już już się wczuwam, biorę wdech i chcę zacząć mówić, a tu nagle dzwoni mój telefon. Ed Sheeran zaczął śpiewać "cold coffe", a ja pędem biegne po telefon, tyko po drodzę krzycząc "przeeepraszaaam~". Byłam niemal pewna, że mama dzwoni, żeby mi powiedzieć, że jest już pod szkołą, ale ten głos nie był ani trochę podobny do głosu mojej mamy. Oczywiście uśmiechnęłam się tak, że groziło mi to rozpołowieniem twarzy i nie sztuką było się domyśleć, kto dzwoni ^^ I tak sobie stoję i sobie jestem zacieszona i wszyscy się na mnie patrzą, a ja słucham... "Puuki, kiedy końszysz? Przyjechać po Ciebie?" To było takie słodkie~ Rozpłynęłam się jakby... I małymi kroczkami-skoczkami wróciłam na swoje miejsce. Trochę mnie to wybiło z roli, ale poradziłam sobie :3 To tyle jeśli chodzi o szkołę.
Wracając do popołudnia w domu: Oczywiście przyjechał Harry i oczywiście ten mój piękny przyczaj, czy nikt nie stoi w oknie. Przepraszam, że ja się tak tym stresowałam, ale no... To ja, a ja tak mogę ^^"
I poszliśmy~ Najpierw do parku, potem z parku po drodze mieliśmy osiedle Mariuszka, z osiedla w jakąś dróżkę, a potem zawróciliśmy i poszliśmy w stronę kolonii. I wtedy pochwaliłam się moim genialnym wymysłem dnia wczorajszego, a mianowicie - Ave Lama~! Był fejspalm, oj był... I pytanie zadawane od pokoleń "Z kim przyszło mi żyć na tym świecie??". Jednak Niedługo po tym chwilowym postoju spowodowanym moimi przemyśleniami na temat lam, poszliśmy dalej i mniej więcej przy dużym stadionie znanym z festynów, znów miałam swojego osobistego kucyka! I patrzyłam tak na świat z góry i śpiewałam cichutko "My little Harry, my little Harry~" i cieszyłam się jak głupia do sera, tak tyko dlatego, że było fajnie. To się nazywa dziwactwo :D Ale takie moje własne dziwactwo, któremu mogę się bez reszty oddawać, niezależnie od sytuacji. Wystarczy, że ta jesdna wyjątkowa osoba będzie ze mną i mogę się przełamać. Ale nieważne... Trochę się rozpisałam, niepotrzebnie... Bądź co bądź, ignorując moje poprzednie rozpisanie się, dalej poszliśmy w stronę Krzyżowej i po drodzę spotkaliśmy kociaka, który za wszelką cenę nie chciał do nas podejść, a potem jestem niemal pewna, że się obraził, bo ktoś kto to czyta nie potrafi odzywać się do kociaków, nie będę mówiła po imieniu ----> Harry~ ^^ Następnie poszliśmy do Krzyżowej. Nie tylko Świdnica po ciemku wygląda ślicznie, bo i Grodziszcze i Pałac w Krzyżowej, albo chociażby Dęby, które do tego pałacu prowadzą prezentują się przyjemnie, choć sama bym tam za nic nie poszła ^^" Doszliśmy na plac pałacowy... Jeju, jak to wyniośle brzmi xD W każdym bądź razie doszliśmy na ten plac i na chwilę sobie usiedliśmy i było pięknie <3 Bo jak ja tak sobie siedzę na czyichś kolankach i ten ktoś mnie przechyla i się ze mną droczy, to jest pięknę <3 Zrobiliśmy sobie rundkę naokoło tego placyku i rozmawialiśmy o niemcach ._. Potem stała się rzecz niesamowicie słodka, słodka... Tak, tęcza była <3 Bo się mnie zapytał, czy mi zimno... A ja powiedziałam, że tak troszkę, (cały czas chodzę w tej czapce <3) i mimo iż moim kwadratowym biegiem z desia uciekałam, z desia piszczałam i chciałam zapiąć jego kurtkę zanim ją z siebie zdjął, coś mi nie pykło i reszte drogi pytałam tylko "Czy nie jest Ci zimno? Ale na pewno? Na sto procent?". Tak się nie robi! Ale ciepło było :3 Później znów chodziłam na glanach, bo ja to tak lubię ^^ I chwilę nas to zatrzymało. Rękawy kurtki zsuwały mi się z łapek, mimo usilnych starań Harrego i do tego dostałam rękawiczki, bo ja zawsze mam zimne ręce i w tych rękawiczkach też grzecznie chodzę. Ale najlepsze dopiero przed nami! Bo jak już mieliśmy w planach wrócić do domu... "którędy przyszliśmy, tędy, nie?" Tak, tędy, bo pamiętam, że kiedyś tędy wracałam. I tak sobie idziemy i idziemy... I coś mi w tej drodze nie pasowało, bo robiło się coraz to puściej i puściej, aż w końcu stanęliśmy na początku polnej drogi. Wtedy właśnie doszło do nas, że poszliśmy nie w tę stronę, co trzeba. Zawracamy i dzwoni moja mama, że mam wracać do domu. Tępo to mieliśmy dobre, bo trzebabyło wrócić przed 21. Jednak to nie przeszodziło nam w zrobieniu sobie jednego krótkiego postoju na przystanku. I droczenie się ze mną i w ogóle... I siedzenie na kolankach <3 tak, ja to lubię xD Póżniej znów tym epickim tępem do Grodziszcza i kiedy mama następnym razem zadzwoniła byliśmy już pod kościołem. Wtedy zaczęły bić dzwony, a kiedy skończyły staliśmy pod domem moich sąsiadów i oddwałam Harremu kurtkę. Mama wezwała nas na rozmowę. Nie wiem, czy chciała postraszyć, czy coś, ale mnie to bardziej bawiło, niż straszyło. Następnie pożegnałam się z moim osobistym Kucykiem i wróciłam do domu na indywidualną rozmowę, której nie chcę tu przytaczać, ze względu na to, że mi się nie chce xD I tak to właśnie było :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz